Zadzwoń

Kuba Szczęsny w wywiadzie dla Simple House

W sieci znajdziecie sporo wywiadów z nim. To zawsze ciekawe spotkania, bez względu na pytania, bo Kuba ma zawsze coś ciekawego do przekazania. Dziś, pierwszy raz w rozmowie dla Simple House.

Gdzie uczyłeś się projektowania architektury i czy to właśnie kształcenie miało na Ciebie fundamentalny wpływ jako architekta?

Trudne pytanie i to na sam początek, bo ta nauka nigdy się nie kończy. Studiowanie na wydziałach architektury WAPW, ETSAB i Paris-la-Defense wspominam jako osiem wyjątkowo ciekawych lat, ale bardzo dużo nauczyłem się też ze współzałożoną przez siebie grupą studentów robiących razem dyplomy, jako działacz samorządu studenckiego organizujący festiwal studentów architektury, jako współzałożyciel kolektywu Centrala i teraz, kiedy od kilku lat zająłem się projektami związanymi z tworzeniem produktów, marek i prefabrykacją. Wiedza potrzebna do wymyślania budowanych struktur jest i szeroka, i głęboka, i wymaga ciągłej otwartości, bo do tego wciąż zmieniają się realia społeczne, ekonomiczne i technologiczne, o klimacie nie wspominając (a miał się nie zmieniać przynajmniej on…)! A co do fundamentalnego wpływu – nie, żadna z tych szkół nie dawała takiej twardej podstawy, może poza technikaliami. Architektury uczy nas świat, inni ludzie i czas, choć to brzmi strasznie wzniośle…

A co dzisiaj, w obecnym czasie najbardziej kształtuje Kubę Szczęsnego – architekta?                

Kuba Szczęsny jest TEŻ architektem i opisywanie mnie poprzez stwierdzenie „ten pan jest architektem” jest dla mnie zbyt dużym uproszczeniem. W architekturze cieszą mnie teraz skromności: rzeczy proste, szlachetne, małe albo adekwatne w skali wobec prawdziwych potrzeb, wynikające z otoczenia, samowystarczalne, minimalnie wpływające na otoczenie czy ukryte. Nie lubię przepychu, przesadnego formalizmu, bliku i mód, tak jak nie lubię białych kozaczków z kryształkami Svarowskiego, botoxu, przyklejanych rzęs czy ostentacji w pokazywaniu statusu materialnego. Do tego na pewno bardzo kształtuje mnie sytuacja: Covid wymusił większe skupienie na życiu rodzinnym, ale też większy wysiłek wspólnotowy i organizacyjny. Do tego mniejsza ilość podróży, a uwielbiam nie-turystyczne podróżowanie, skierowała moją uwagę na naszą lokalność, na wiejski dom, w którym mieszkamy, ogród ze wszystkimi w nim żyjącymi stworzeniami, na las, itd. Efektem Covida jest też poszerzenie zestawu lektur; ostatnio „Risk game” czyli autobiografia nowojorskiego dewelopera Francisa Greenburgera i „ Śmierć i życie amerykańskich miast” Jane Jacobs.

Jak autor Domu Kereta, projektu, który został włączony do stałej kolekcji MoMa w Nowym Jorku, trafił na listę Iconic Houses, obok domów projektu Le Corbusiera, Franka Lloyda Wrighta czy Alvara Aalto znalazł się w Simple House? Jak zaczęła się ta współpraca?

Simple House zaczął się od współpracy z Adamem Czajkowskim przy budowie zaprojektowanego przeze mnie Domu Między Drzewami w Podkowie Leśnej. Świetnie nam się razem działało i, któregoś dnia Adam zadzwonił z propozycją, żebym zaprojektował model powtarzalnego domu energooszczędnego. Na to ja odpowiedziałem „A czemu nie trzy różne domy i czemu nie stworzyć całej marki dającej ludziom daleko idącą możliwość wyboru?”. I tak od początku współtworzyłem nie tylko „produkt” z jego systemem indywidualizacji, ale również branding i dyrekcję artystyczną. To absolutnie fascynujący proces, w którym nie tylko wykorzystuję przeszłość dyrektora artystycznego w agencji reklamowej, ale też non-stop uczę się nowych rzeczy z różnych zakresów!

Domy Simple House, dla kogo projektujesz?

Dla szeroko pojętej polskiej klasy średniej, z którą się utożsamiam „goniąc króliczka”, jak większość z nas, bo nie urodziłem się bogatym dziedzicem. Dlatego wierzę w efektywność i niewydawanie niepotrzebnie pieniędzy na zbytki, zwłaszcza na ekstra metry kwadratowe i fajerwerki formalne, dlatego też wiem, że dom jest w coraz większym stopniu dobrem zbywalnym i inwestycją, a nie tylko spełnieniem kulturowej fantazji o wielopokoleniowej posiadłości, która ma być zawsze dworem, w którym nic się nie zmienia. Projektuję dla ludzi wykształconych i otwartych, ale nie chcących ekstrawagancji czy pokazywania się. Te domy mają wręcz stopić się z krajobrazem, a nie dominować w nim jak palladiańskie wille. Większość naszych klientów ma podobny do naszego gust i jedną z rzeczy, które nas łączą jest ubolewanie nad brzydotą polskiego krajobrazu przedmieść, gdzie „dzieje się” zbyt dużo ekspresyjnych pokryć dachowych, pistacjowo-różowych tynków, tympanoników, itd.

Jak wygląda Twoja praca nad nowymi modelami domów dla Simple House? Analizujesz trendy na rynku, potrzeby Inwestorów czy skupiasz się tylko na swoich pomysłach, swojej intuicji?

Obie te rzeczy naraz, jak to w biznesie kreatywnym, w końcu z jednej strony trzeba przewidywać, ale i lansować trendy, ale również wsłuchiwać się w siebie, bo przecież nie chcesz robić rzeczy, które cię nie cieszą. Tak było na przykład z typologią SIM, która okazała się jednym z naszych wspólnych sukcesów jeszcze przed Covidem. Kiedy projektowałem pierwszy mikro-domek siedząc w mojej pracowni na Brooklynie w 2014 roku mnie samemu wydawał się on fantazją na temat krajobrazu odległej Polski. Adam nie wierzył, że znajdzie on odpowiedź w zainteresowaniach naszej grupy docelowej, a ja argumentowałem, że w końcu znajdziemy nabywców, bo mamy w kraju dużo „uśpionych” działek rekreacyjnych z czasów komuny, które są dziedziczone przez coraz zamożniejszych przedstawicieli klasy średniej, którzy wciąż nie mogą na nich postawić większego domu, a nie chcą kupować szopy ze składu budowlanego lub mieszkać w rozpadniętej Brdzie. Niedługo potem znajoma prawniczka zapytała mnie, czy mam pomysł, jak zrobić „kawałek fajnego dizajnu” na odziedziczonej przez nią działce pod Warszawą. I tak ruszyła sprzedaż!

Rozmawiamy kilka miesięcy po wybuchu pandemii Covid, trwa druga fala. Jak ta nowa rzeczywistość wpływa i wpłynie na Twoją pracę projektanta domów? Co zmieni się w naszym myśleniu o domach, w naszych potrzebach?

Na pewno ucierpi życie społeczne, na pewno zmieni się jego rytm, trochę jak w ekranizacji „Maszyny czasu” Wellsa, gdzie wyjące syreny zapowiadają wyjście z podziemi okrutnych Morloków, więc trzeba się regularnie chować, co wprowadza swoisty rytm życia i śmierci czy wolności i opresji. W efekcie, najprawdopodobniej, będziemy mieli też taki rytm erupcji szczęścia i interakcji w przestrzeniach publicznych w sezonie ciepłym i zaszywania się w naszych norkach na sezon para-zimowy, bo nasze zimy będą coraz mniej przypominały nasze wyobrażenia o śniegu i lodzie z dzieciństwa. Z drugiej strony, ci, którzy mogą uciekać na czas lockdownów na wieś, czy do domów z ogrodem, mogą cieszyć się „zewnętrznymi pokojami” terenu wokół budynków, niezależnie od tego jak duże lub małe są owe budynki. Moją i mojej rodziny obserwacją jeszcze z poprzedniego odosobnienia jest nasze i naszych dzieci zwiększenie odporności na niskie temperatury, deszcz i wiatr. Słowem, dzięki temu że ganiasz po ogrodzie, czyścisz rynny, albo grabisz liście, nagle orientujesz się, że zupełnie ignorujesz mżawkę, czy szron, które w mieście szybko wygoniłyby cię do domu. Dom musi być tak zaprojektowany, by czerpać jak najwięcej z jego bezpośredniego otoczenia, nie tylko widokiem, ale i fizyczną dostępnością, zadaszeniami, tarasami, pergolami, które pozwalają zamazać granicę między kubaturą, a zewnętrzem, jak to kiedyś postulował Bernard Rudofsky, którego książka „Architecture without architects” jest dla mnie ważnym odniesieniem w mojej pracy.

Jak ważna jest dla Ciebie ewolucyjność modeli domów w Simple House?

Ewolucyjność to jeden z podstawowych elementów myślenia o typologiach Simple House, bo elastyczność jest bardzo przydatna przy myśleniu o naszym środowisku życia. Nasze rodziny się zmieniają, podlegają powiększeniu i zmniejszeniu, zaczynamy nowe działalności, mamy hobby, planujemy i realizujemy różne zamierzenia, więc jedna niezmienna forma jest jedynie ograniczeniem. Dlatego często zdarza się nam budować domy z „uśpionym” poddaszem pod dachem o 45-u stopniach spadku tak, by młoda para zajęła się jego adaptacją dopiero, gdy urodzi się nowe dziecko. Dlatego też do podstawowej bryły domu można dostawić kolejne moduły zadaszenia i studio bądź zamknięty garaż. Dlatego konstrukcja stropu studia i zadaszenia przy dachu o 45 stopniach spadku pozwala na dobudowanie kolejnych pomieszczeń, itd. Również z tego powodu oferujemy różne powierzchnie budynków, bo niemało jest starszych ludzi, którzy z większego domu lub mieszkania chcą się przeprowadzić do mniejszego wytwarzając dodatkową emeryturę.

Simple House za pięć lat?

Myślę, że rynek będzie wymagał jeszcze większego stopnia elastyczności i pogłębienia prefabrykacji, to na pewno!

Simple House przyciąga osoby o podobnym guście estetycznym, zamiłowaniu do harmonii, prostoty w architekturze. Od klientów słyszymy, że te domy są ponadczasowe, proste, bardzo się podobają. To duża satysfakcja mieć taki namacalny wpływ na to jak zmienia się, jak wygląda przestrzeń wokół nas?

Jak już wspominałem, zbudowany przez nas Polaków, krajobraz, zwłaszcza przedmieść, pozostawia wiele do życzenia, a jako kosmopolityczny patriota chciałbym, żeby był trochę bardziej uregulowany, lepszej jakości estetycznej i technicznej, i sensowniejszy z punktu widzenia ekologii. Powoli Simple House’y pojawiają się nawet w grupach, więc można zobaczyć, jakimi kierujemy się priorytetami, zwłaszcza jeśli chodzi o możliwość „zniknięcia” naszych domów poprzez obrośnięcie ich drzewami, na co pozwala ich stosunkowo mała skala. Na pewno miło jest patrzeć, jak te proste bryły stapiają się z otoczeniem, zwłaszcza z naturą i nie konkurują z nią.

Twoja działalność w Simple House to tylko ułamek Twojego życia zawodowego. Na czym skupiasz się obecnie?

Poza wymyślaniem kolejnych mikro-domów, biorę teraz udział w pozyskiwaniu federalnych środków na projekt w Meklemburgii, gdzie zrobiliśmy koncepcję przerobienia NRD-owskiej szkoły z prefabrykatów na świetlicę gminną z ogrodem wodnym, mam nadzory przy wielkim skalą eksperymencie w postaci zespołu Implant na warszawskiej Woli, czekam na koniec rewitalizacji dachu muzeum Liebling Haus w Tel Awiwie mojego projektu, tłumaczę na angielski kilka rozdziałów mojej książki o architekturze dla młodzieży, przygotowuję konkurs ofert pewnej inwestycji mieszkaniowej na południu Portugalii, uczę online na studiach podyplomowych na Wydziale Architektury w Warszawie, przygotowuję mój numer autorski do „Architektury i Biznes” i piszę projekt serialu dokumentalnego o architekturze.

Dyplom na architekturze obroniłeś w 2001 roku. Jak w Twojej ocenie zmienił się w tym czasie architektoniczny krajobraz Polski?

Od tego czasu dogęściły się centra naszych miast, postępuje depopulacja mniejszych ośrodków, ale i pojawiają się tam nowe inwestycje, choć często przeskalowane. Zaczęły rosnąć i umierać centra handlowe, wyszliśmy z post-modernizmu pistacjowych elewacji w po-modernistyczne biało-antracytowe elewacje wielkich mieszkaniówek rozsypanych po całym kraju, przeżyliśmy boom i upadek aquaparków, trasy wylotowe z centrów miast są równie brzydkie jak były, za to zaczęliśmy dbać o przestrzenie publiczne, infrastrukturę i parki. Powstało trochę pięknych ikon w postaci budynków muzeów czy filharmonii, ale też ikonicznych rezydencji, pojawił się trend prefabrykacyjny, który prawdopodobnie będzie się pogłębiał. Mamy od groma świetnych architektów, takich sobie administratorów publicznych, kiepskich polityków, za to coraz bardziej światłych inwestorów, w tym nowe pokolenie wykształconych za granicą deweloperów. Myślę, że to co jest codzienną architekturą tła jest na coraz lepszym poziomie, oby tak dalej!

Co Cię najbardziej drażni w tym krajobrazie?

Kiedyś jechałem przez Mazowsze z kolegą, który wrócił z Francji i smutnym głosem stwierdził patrząc przez okno samochodu, że Polska jest piękna wszędzie tam, gdzie nie ma nas, Polaków. Przy całej ostrości i niejednego Polaka krzywdzącym uproszczeniu tego stwierdzenia, muszę się zgodzić, że piękno naszego naturalnego krajobrazu jest zbyt często niszczone brzydotą naszych budynków, od PGR-owskich bloczków, po obwieszone billboardami pokryte sajdingiem rudery, o budynkach ZUS-ów nie wspominając. Zresztą, jeśli uznać, że architektura jest formą ekspresji kulturowej i probierzem stanu społeczeństwa, to owe ZUS-y świetnie reprezentują systemowy problem dysfunkcyjności naszego państwa.

Masz kontakt z wieloma projektantami z zagranicy. Co mówią o polskiej architekturze, co wiedzą? Czy to w ogóle jest przedmiotem jakiegokolwiek zainteresowania czy generalnie nie mają pojęcia z czym łączyć Polskę, poza PRL-owskimi blokami z wielkiej płyty?

Można byłoby się  zadziwić jak polska architektura zaczęła być dobrze postrzegana dzięki Koniecznemu, Koniorowi, JEMSom, WWAA, Ingardenowi i Evy,  ale też młodym ludziom, którzy wygrywają międzynarodowe konkursy studenckie, ikonicznym budynkom zaprojektowanym przez obcokrajowców, czy dziwnym instalacjom tymczasowym, bądź bardzo wąskim domom, które lądują w kolekcji Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Nowym Jorku! Do tego wiele ciekawych publikacji i wystaw Mikołaja Grosspierre’a, który chętnie fotografuje polski modernizm doby PRL-u czy książka Kuby Snopka z zespołem o eksperymentalnych kościołach z lat 70-80-tych, które można zobaczyć w albumach i muzeach całego świata. Mamy czym się pochwalić, a polscy architekci, ale też deweloperzy i inwestorzy zmuszeni do działania w polskim krajobrazie biurokratycznym i legislacyjnym to światowej klasy magicy łączący talent, wrażliwość, spryt i bardzo wysoki poziom odporności na stres!

Czy spośród tylu miejsc, które odwiedziłeś w trakcie swoich licznych podróży jest takie, w którym możesz stanąć, rozejrzeć się dookoła i powiedzieć „tak, tu jest idealnie, przestrzeń zaprojektowana idealnie, tu mógłbym żyć” I nie mamy tu na myśli natury, tylko ład architektoniczny.

Tak, ale żadne z nich nie znajdowało się w Polsce i wszystkie były efektem prawnie zagwarantowanej ochrony i dbałości o krajobraz, zarówno ten kulturowy, jak i naturalny oraz tego, że władze i mieszkańcy wyciągnęli wnioski z czasów dzikich wzrostów i koniunktur, które zeszpeciły inne kawałki ich kraju. Czy znajdę takie miejsce kiedyś w Polsce? A czy kiedyś w Polsce będzie dobrze działał ZUS, polskie uczelnie znajdą się w pierwszych stu pozycjach Indeksu Szanghajskiego, mój prezydent będzie kimś, kto mi imponuje, a działający w publicznych placówkach lekarze i nauczyciele będą tak opłacani, jak na to zasługują? Na pewno!